Zwieńczenie kilkumiesięcznych wysiłków, które zaowocowały  sowitym zbiorem co prawda rozłożonym w czasie jednakże nie mniej cieszącym oko i podniebienie.

Eksperyment miał udowodnić że w warunkach miejskich, pomiędzy blokami czy domkami jednorodzinnymi można uprawiać warzywa, które z powodzeniem zjemy.

Poza codziennym podlewaniem, porywistym wiatrem w początkowej fazie rozwoju roślin nie napotkałem na większe trudności.

Bałem się że przechodnie lub sąsiedzi mogą się skusić na owoce mojej pracy, ale co niektórzy  ludzie widząc coś uprawianego w workach na murku nie dopuszczają do siebie że można to jeść.
Spotkałem się z opinią że z takimi warzywami coś jest pewnie nie tak bo ci co uprawiają na sprzedaż mają pewnie lepsze bardziej wyjątkowe.
Hmm.. Nie mogłem dociec co w moich pomidorach czy sałacie miało by sprawić że nie nadają się do jedzenia.
Kupując na wpół zielone warzywa czy owoce dojrzewające podczas transportu lub przechowalnictwa nie mogą mieć zakładanej ilości witamin i minerałów.

Podsumowując:
Ciesze się że tegoroczna uprawa pozwoliła mi na sprawdzenie teorii o rolnictwie miejskim.
Pomidory i sałata jaką otrzymałem w pełni mnie zadowoliła dlatego polecam i Wam byście na wiosnę spróbowali sił w swoich czy to balkonowych czy trawnikowych uprawach.